W minioną środę w zarządzanych przez syndyka zakładach ceramiki budowlanej „Jopek” gościła ekipa katolickiej Telewizji Trwam, która realizowała reportaż poświęcony sytuacji fabryki.
W minioną środę w zarządzanych przez syndyka zakładach ceramiki budowlanej „Jopek” gościła ekipa katolickiej Telewizji Trwam, która realizowała reportaż poświęcony sytuacji fabryki.
W programie „Po stronie prawdy” dziennikarze rozmawiali m.in. z obecnym i byłym kierownictwem zakładu, burmistrzem Paczkowa Bogdanem Wyczałkowskim oraz posłem Prawa i Sprawiedliwości Sławomirem Kłosowskim.
Paczkowska cegielnia od 10 czerwca pozostaje w stanie upadłości. Mimo to, w zarządzanym przez syndyka zakładzie cały czas prowadzona jest produkcja. W tej chwili w firmie zatrudnionych jest ok. 110 osób. Wraz z ogłoszeniem upadłości pracę straciło kilkanaście – część została zwolniona z przyczyn ekonomicznych w ramach redukcji etatów, część natomiast nie przyjęła zaproponowanych im nowych warunków pracy. Jak powiedział w rozmowie z reporterami Piotr Gąsior, dyrektor zarządzający fabryką w imieniu syndyka, zakład na koniec roku przyniósł zyski.
Zdaniem Wojciecha Łapy, byłego inżyniera do spraw sprzedaży, firma „Jopek” była solą w oku konkurencji, gdyż jego zdaniem hamowała podwyżki cen ceramicznych materiałów budowlanych. Inżynier podkreślał wysoką jakość produktów grupy „Jopek” oraz dobrze rozwiniętą sieć sprzedaży. Zasięg dystrybucji wyrobów paczkowskiej fabryki obejmował całą południową Polskę i niektóre rejony części środkowej kraju.
Jak powiedział mecenas Stanisław Zimowski problemy „Jopka” zaczęły się, kiedy banki wypowiedziały firmie umowy kredytowe w okresie wejścia polski do UE, przez co stracono wielu kontrahentów i tym samym fabryki nie miały zbytu na swoje towary. Jak stwierdził, prawnicy „Jopka” odwołują się od postanowienia sądu o postawieniu firmy w stan upadłości i liczą na to, że już wkrótce powróci ona w ręce właściciela.
Krzysztof Mirowski, dyrektor ds. handlowych mówił wręcz o zmowie banków, które na przełomie roku 1999 i 2000 wypowiedziały firmie umowy kredytowe. – Nie bałbym się użyć określenia „zmowa bankowa”, w ślad za którą poszło zajęcie rachunków bankowych. W ślad za tym poszło zajęcie wierzytelności firmy Jopek. Łatwo sobie wyobrazić jak trudno jest funkcjonować firmie, która nie ma dopływu środków pieniężnych, które automatycznie przekazywane są przez komorników na rachunki banku i zaspokojenie kosztów komorniczych. – mówił Mirowski w rozmowie z dziennikarzami TV Trwam. – W 2000 r., kiedy banki wypowiedziały nam umowy, a to daje dużo do myślenia, automatycznie najwięksi gracze rynkowi, koncerny zagraniczne zaczęły składać oferty na wykup zakładów pana Jopka. – dodał. Wyraził też swoje obawy, że chęć przejęcia zakładów przez zagraniczne firmy może być związana przede wszystkim z dążeniem do przejęcia znajdujących się tam złóż gliny. –Myślę, że zakusy koncernów zagranicznych m.in. skłaniają się ku temu, aby przejąć złoża gliny, bo wcale nie jest powiedziane, że ktokolwiek będzie chciał utrzymać tutaj produkcję. Wiele zakładów w Polsce, należących do firm konkurencyjnych na dzisiejszy czas jest zatrzymanych. – mówił dyrektor handlowy „Jopka”.
Mirowski podkreślił też, że biegli sądowi wycenili majątek firmy na ok. 40 mln zł, co zaspokoiłoby zaledwie 17% wierzytelności. Firma zaproponowała natomiast układ, który gwarantowałby spłatę aż 40% długu. Propozycja ta została odrzucona. – Wszystkie urządzenia metalowe, gdyby oddać na złom zostałyby sześciokrotnie drożej sprzedane, niż to co się znajduje w wycenach rzeczoznawców sądowych. To naprawdę daje wiele do myślenia. – dodał.
Swoje zatroskanie sytuacją zakładu wyraził też burmistrz Wyczałkowski. – Przypomnijmy sobie 97 rok, kiedy to była wielka powódź w Polsce. Jako pierwszy szef, mówię „szef” bo tak wszyscy na niego mówimy, zaproponował poszkodowanym materialne wsparcie w postaci pustaków, w postaci klinkieru, w postaci wyrobów ceramicznych – podkreślał Wyczałkowski. –Człowiek ma serce i teraz należy mu pomóc, żeby ta firma powróciła do niego i żeby dobrze funkcjonowała. – dodał.
Według gospodarza gminy, odpowiedzialność za złą sytuację paczkowskiego przemysłu ponoszą zagraniczni, w tym niemieccy inwestorzy. – Mamy doświadczenia sprzedaży zagranicznym inwestorom firm, które później przestały funkcjonować żeby tylko nie były konkurencją dla rodzimej zagranicznej produkcji. (…) My już mamy historie sprawdzone jak zakłady zostały sprzedane niemieckim inwestorom i na dzień dzisiejszy są tam zgliszcza i nic poza tym. – mówił Wyczałkowski.
Poniżej pełny zapis reportażu.
foto: TV Trwam
{loadposition adsense1}